Będzie to historia pewnej znajomości: pełnej wcześniejszych uprzedzeń,
trudnej z początku i cechującej się nagłymi zwrotami akcji. Czy ma
szanse na szczęśliwe zakończenie i ciąg dalszy?
Przedstawiam SuperShock Max od Avon - tusz, którego
testom oddałam się w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Przez cały czas
stanowił on (z małymi wyjątkami) jedyny kosmetyk jaki nakładałam na
swoje rzęsy. Teraz jego żywot zbliża się powoli ku końcowi. Pora więc na
podsumowanie.
Dostępność: u konsultantek Avon
Cena: 36 zł (w promocji 15 zł)
Producent mówi:
"Maksymalny efekt - do 15x grubsze rzęsy bez żadnych grudek. Szokuj spojrzeniem! Zaawansowana pogrubiająca formuła z powiększającymi włóknami i proteinami otacza każdą rzęsę, nadając jej maksymalną objętość bez obciążania. Innowacyjna spiralna szczoteczka ze specjalnie wyprofilowanymi zygzakowatymi kanalikami nakłada na rzęsy maksymalną ilość tuszu."
(źródło)
Dostępność: u konsultantek Avon
Cena: 36 zł (w promocji 15 zł)
Producent mówi:
"Maksymalny efekt - do 15x grubsze rzęsy bez żadnych grudek. Szokuj spojrzeniem! Zaawansowana pogrubiająca formuła z powiększającymi włóknami i proteinami otacza każdą rzęsę, nadając jej maksymalną objętość bez obciążania. Innowacyjna spiralna szczoteczka ze specjalnie wyprofilowanymi zygzakowatymi kanalikami nakłada na rzęsy maksymalną ilość tuszu."
(źródło)
Stonefox mówi:
Na początku chcę poświęcić minutę zachwytu nad opakowaniem. Wszystkie tusze z tej serii posiadają duże i toporne opakowania, zresztą nie bez powodu, jak się za chwilę okaże. Jednak tylko tusz z, jak myślę, limitowanej, wiosennej edycji zdobi wzór w pawie pióra. Intensywne kolory przyciągają wzrok - coś pięknego! Nie ukrywam: do kupna tego produktu skusiło mnie tylko jego opakowanie...
Jak już wspomniałam, produkt nie ma wymiarów kieszonkowych. Powodem tego równie niekieszonkowych rozmiarów szczotka. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, stwierdziłam, że w powodzeniem można wydłubać nią sobie oko jak również kogoś wykastrować. Z tak wielką plastikową jeszcze się nie spotkałam. Tym bardziej, że to podstawa szczotki jest słusznych rozmiarów - włoski są natomiast bardzo krótkie.
Na początku chcę poświęcić minutę zachwytu nad opakowaniem. Wszystkie tusze z tej serii posiadają duże i toporne opakowania, zresztą nie bez powodu, jak się za chwilę okaże. Jednak tylko tusz z, jak myślę, limitowanej, wiosennej edycji zdobi wzór w pawie pióra. Intensywne kolory przyciągają wzrok - coś pięknego! Nie ukrywam: do kupna tego produktu skusiło mnie tylko jego opakowanie...
Jak już wspomniałam, produkt nie ma wymiarów kieszonkowych. Powodem tego równie niekieszonkowych rozmiarów szczotka. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, stwierdziłam, że w powodzeniem można wydłubać nią sobie oko jak również kogoś wykastrować. Z tak wielką plastikową jeszcze się nie spotkałam. Tym bardziej, że to podstawa szczotki jest słusznych rozmiarów - włoski są natomiast bardzo krótkie.
Samo posługiwanie się szczotką jest wygodne. Wydaje mi się, że problem stanowi sama formuła tuszu. Spieszę z wyjaśnieniem.
Początkowo tusz był OKROPNY: bardzo suchy, trudny do rozprowadzenia. Dodatkowo pozostawiał na rzęsach ogromną liczbę grudek. W ciągu dnia stopniowo się osypywał, by wieczorem nie pozostało z niego na rzęsach właściwie nic. KOSZMAR! Przyjrzałam się bliżej szczotce i żałuję, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia - kosmetyk osadzał się na niej nierównomiernie: niektóre miejsca nie nabierały w ogóle produktu, w inny zaś było go aż za dużo. Można powiedzieć, że zachowywał się jak typowy tusz, który wysechł. Produkt dotarł do mnie jednak to mnie szczelnie zafoliowany, mam więc pewność, że nikt przede mną go nie otwierał. Stwierdziłam, że porażka tego tuszu polega na połączeniu zbyt gęstej formuły i kiepskiej szczoteczki.
Używałam go jednak dalej. Może potraktowałam to jako karę za to, że "poleciałam" na opakowanie?
W każdym razie dobrze postąpiłam.
Po około dwóch tygodniach nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Grudki zniknęły, tusz przestał się osypywać i grzecznie pozostał na rzęsach do końca dnia. Formuła tuszu zrobiła się rzadsza i co za tym idzie, równo rozkładała się na szczotce. Zwykle tusze gęstnieją wraz z upływem czasu - Supershock Max robi dokładnie na odwrót. Można rzec: im starszy, tym lepszy. Kilka razy złapałam się nawet na tym, że myślę o wypróbowaniu kolejnego tuszu z serii Superschock.
Początkowo tusz był OKROPNY: bardzo suchy, trudny do rozprowadzenia. Dodatkowo pozostawiał na rzęsach ogromną liczbę grudek. W ciągu dnia stopniowo się osypywał, by wieczorem nie pozostało z niego na rzęsach właściwie nic. KOSZMAR! Przyjrzałam się bliżej szczotce i żałuję, że nie zrobiłam wtedy zdjęcia - kosmetyk osadzał się na niej nierównomiernie: niektóre miejsca nie nabierały w ogóle produktu, w inny zaś było go aż za dużo. Można powiedzieć, że zachowywał się jak typowy tusz, który wysechł. Produkt dotarł do mnie jednak to mnie szczelnie zafoliowany, mam więc pewność, że nikt przede mną go nie otwierał. Stwierdziłam, że porażka tego tuszu polega na połączeniu zbyt gęstej formuły i kiepskiej szczoteczki.
Używałam go jednak dalej. Może potraktowałam to jako karę za to, że "poleciałam" na opakowanie?
W każdym razie dobrze postąpiłam.
Po około dwóch tygodniach nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Grudki zniknęły, tusz przestał się osypywać i grzecznie pozostał na rzęsach do końca dnia. Formuła tuszu zrobiła się rzadsza i co za tym idzie, równo rozkładała się na szczotce. Zwykle tusze gęstnieją wraz z upływem czasu - Supershock Max robi dokładnie na odwrót. Można rzec: im starszy, tym lepszy. Kilka razy złapałam się nawet na tym, że myślę o wypróbowaniu kolejnego tuszu z serii Superschock.
Tak prezentuje się na moich rzęsach obecnie Kosmetyk delikatnie je
wydłuża i delikatnie pogrubia - na pewno nie piętnastokrotnie. Podpisuję
się w stu procentach pod wypowiedzią Hani (digitalgirl13),
że to dobry tusz na co dzień (choć w początkowej fazie używania przeze
mnie tego produktu zastanawiałam się, jak można chwalić tego potwora
:P). Obecnie uważam, że to całkiem dobry kosmetyk.
Pytanie jednak brzmi, czy chcecie ryzykować kupno tuszu który jest tak niepewny i kapryśny: na moich rzęsach sprawdził się znacznie lepiej po dwóch tygodniach. Części osób może on odpowiadać na początku, kiedy jest bardziej gęsty - wtedy dwa tygodnie to bardzo mało na zużycie tuszu.
Jeśli lubicie dreszczyk emocji i delikatne podkreślenie rzęs - polecam.
Pytanie jednak brzmi, czy chcecie ryzykować kupno tuszu który jest tak niepewny i kapryśny: na moich rzęsach sprawdził się znacznie lepiej po dwóch tygodniach. Części osób może on odpowiadać na początku, kiedy jest bardziej gęsty - wtedy dwa tygodnie to bardzo mało na zużycie tuszu.
Jeśli lubicie dreszczyk emocji i delikatne podkreślenie rzęs - polecam.
Ja uwielbiam Lovely i to już będzie mój must have, nie zachęciłaś mnie do zakupu ;P
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru - jest dużo lepszych i mniej kapryśnych tuszy :)
UsuńMam go, również poleciałam na opakowanie... ale z czasem zyskał, jest ok i tyle. Nie wierzę w te ich super reklamy.
OdpowiedzUsuńKurczę nawet najlepszy tusz nie zrobi nam wachlarza pięknych, gestych rzęs... chyba że sobie przykleimy.
Jakoś brak mi zaufania do tuszy z Avonu... :P
OdpowiedzUsuńdla mnie za mały efekt. jednak bardziej wolę WOW effect : p
OdpowiedzUsuńJa jedyną mascare jaka miałam z Avon to poprzednik tej, którą prezentujesz:) Był na nią swego czasu boom w blogosferze. Jednak był dla mnie neutralny. Teraz znalazłam swojego ulubienca i przy nim zostanę:))
OdpowiedzUsuńkocham SuperShock, ale jego standardową wersję i u mnie właśnie on daje efekt WOW:) testuję cały czas inne tusze, ale i tak wracam do SuperShocka...:)
OdpowiedzUsuńO uwielbiam takie szczoteczki :)
OdpowiedzUsuńJa go kiedyś ciągle kupowałam, ale teraz wymagam więcej od tuszu, a ten daje mi za mało ;/
OdpowiedzUsuńTusz z Avon Super Shock ten w zwykłym czarnym opakowanku uwielbiam ale ten chyba nie zrobiłby szału na moich rzęsach ; )
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie przepadam za tuszami avonu :)
OdpowiedzUsuń