Mimo moich obaw luty był dla mnie dość szczęśliwy pod względem wykończonych kosmetyków. Był okres gdy codziennie wrzucałam coś do denkowej torby tak jakby mazidła się zmówiły. Może nie jest ich imponująca ilość, ale myślę, że wyrobiłam miesięczną normę. Oto kosmetyki które odeszły wraz z zimą:
Bielenda Bawełna płyn do demakijażu oczu - kupiony zupełnie przez przypadek. Akurat skończyło mi się wszystko do zmywania makijażu. Nie chciało mi się iść do drogerii (jak to często bywa), więc wybrałam coś w Carrefourze, ot, żeby jakoś przetrwać. Wybór padł właśnie na produkt Bielendy. Słyszałam o nim nie za dobre opinie, jednak postanowiłam zaryzykować. I słusznie: bardzo dobrze zmywa makijaż, nie piecze oczu, jest dość wydajny. Bardzo przyjemny produkt. Pewnie do niego wrócę.
Dwa produkty z Oriflame: tonik balansujący oraz żel do mycia twarzy z serii Optimals do cery normalnej i mieszanej. W obu przypadkach to już drugie moje opakowania. Tonik bardzo lubię - uspokaja cerę, nawilża ją. Jedynym minusem jest to, że szybko się kończy (a może to mnie po prostu toniki schodzą szybciej niż woda). Co do żelu, to po pierwszym opakowaniu nie byłam nim zachwycona. Nie żeby był zły, ale stwierdziłam, że to nic specjalnego. Kupiłam drugi w zestawie, ze względu na tonik. Teraz, gdy męczę bubla z Balei, naprawdę za nim tęsknię! Bardzo mocno się pieni, co mi przeszkadzało, ale przyznać mu trzeba, że jest delikatny, a twarz zmywa jak marzenie.
Kolejny obiekt tęsknoty to krem nawilżający na dzień Essentials, również od Oriflame. Zdecydowanie najlepszy krem jaki miałam w swoim prawie dwudziestoczteroletnim życiu, a pisałam o nim w listopadowych ulubieńcach. Teraz używam wersji migdałowej, wypuszczonej z okazji Świąt i spodziewałam się, że będzie jeszcze lepszy. Jednak to nie to samo. Jak tylko zużyję zapasy, zamawiam go czym prędzej!
Za tymi produktami tęsknić nie będę. Po raz kolejny kosmetyki Oriflame, tym razem świąteczna limitowana seria Fairy City Lights. Jak dobrze, że jest limitowana! Żel pod prysznic nie był zły, powiem więcej jest przyzwoity - szaleńczo wydajny, ładnie pachnie (choć zapach nie utrzymuje się na skórze), nie wysusza, myje. Był w porządku, ale można to powiedzieć o mnóstwie innych produktów tego rodzaju.
Za to dezodorant antyperspiracyjny to jakiś dramat. Teoretycznie pachnie ładnie, jednak po nałożeniu go zapach się zmienia i przestaje być przyjemnie. Masakrycznie brudzi czarne ubrania i co chyba najgorsze - najlepiej poprawiać go dwa lub trzy razy na dzień, bo nie daje rady. Także dziewczyny, jakbyście nie miały co robić - bardzo polecam tego bubla. ;) Ja chcę o nim zapomnieć.
Za to dezodorant antyperspiracyjny to jakiś dramat. Teoretycznie pachnie ładnie, jednak po nałożeniu go zapach się zmienia i przestaje być przyjemnie. Masakrycznie brudzi czarne ubrania i co chyba najgorsze - najlepiej poprawiać go dwa lub trzy razy na dzień, bo nie daje rady. Także dziewczyny, jakbyście nie miały co robić - bardzo polecam tego bubla. ;) Ja chcę o nim zapomnieć.
Kolejny z wykończonych ulubieńców i kolejny sygnowany przez Oriflame, czyli regenerujący krem do rąk na noc z serii Swedish Spa. Szkoda, że tak szybko się skończył. Podczas zasypiania bardzoe przeszkadzają mi suche dłonie. Zdarza się nawet, że budzę się w nocy i dłonie mam suche jak wióry. Z tym produktem nie miałam tak ani razu. A takie zasługi się pamięta i zaprocentują na przyszłość.
I znów listopadowy ulubieniec (i ostatni na dziś od firmy rodem ze Szwecji), ale jak kosmetyk lubię, to nie spocznę, póki go nie unicestwię. Everlasting to bardzo fajny podkład, ze średnim jak na mój gust kryciem. Trwały i wydajny. Myślę, że kupię go ponownie po lecie.
Prawdziwa rzadkość: jedno denko, dwa eyelinery! Stożkowaty to eyeliner z Wibo - tak wymęczony, że już nie widać na nim napisów. Ponownie przypadek, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Czarny, wygodny w użyciu, nie rozmazuje się. Jego wydajność jest kosmiczna - służył mi tak długo, że aż mi się znudził. Teraz mam czas na odpoczynek, ale po urlopie, w chwilach zwątpienia, na pewno po niego sięgnę.
Drugie mazidło dostałam w spadku od mamy, której się kompletnie nie sprawdził. Ja o Extra Lasting z Avon mogę powiedzieć to samo. Końcówka pisaka którym aplikujemy produkt jest bardzo twarda, a nie ma nic gorszego jak drapanie sobie oczu... W dodatku nie jest czarny, jak głosi napis na naklejce, ale szary. Wychodzę z założenia, że jeżeli chciałabym szary eyeliner, kupiłabym szary eyeliner. Produkt nie jest wykończony, jednak dziękuję mu bardzo, ale nie dam się robić na szaro.
Drugie mazidło dostałam w spadku od mamy, której się kompletnie nie sprawdził. Ja o Extra Lasting z Avon mogę powiedzieć to samo. Końcówka pisaka którym aplikujemy produkt jest bardzo twarda, a nie ma nic gorszego jak drapanie sobie oczu... W dodatku nie jest czarny, jak głosi napis na naklejce, ale szary. Wychodzę z założenia, że jeżeli chciałabym szary eyeliner, kupiłabym szary eyeliner. Produkt nie jest wykończony, jednak dziękuję mu bardzo, ale nie dam się robić na szaro.
Pora na próbki, miniaturki i inne pierdółki. Kremowe mydło z kaszmirem Ziai zużyłam gdy nocowałam poza domem, a nie chciało mi się targać całego żelu na jeden wieczór. Jak na razie podoba mi się zapach, wydaje się delikatne. Myślę, że zaopatrzę się w pełen produkt i wtedy będę mogła powiedzieć coś więcej.
Miniaturka wody toaletowej La Rive Woman - Pink. Woda na wyjście "do sklepu po bułki" - tania, nietrwała, ale mimo wszystko przyjemna. Kobiecy i świeży zapach.
Ostatnim produktem jest serum intensywnie regenerujące od Perfecty. Saszetka starczyła mi na ok. 5-6 użyć. Postanowiłam je przetestować po kilku nocach podczas których spałam około dwóch lub trzech godzin. Moja cera była szara a cienie pod oczami ogromne. Trudno mi jednak oceniać jego działanie jeżeli chodzi o usuwanie oznak zmęczenia - gdy zaczęłam go używać w końcu udało mi się zasnąć na całą noc - jednak nie sądzę, by chwilowe pokonanie bezsenności było zasługą tego produktu. Siłą rzeczy moja cera po większej dawce snu wyglądała lepiej. Serum wydaje się jednak fajne - ma przyjemny, cytrynowy zapach, szybko się wchłania, nadaje się pod makijaż. Myślę, że kupię jeszcze jedno opakowanie - może następnym razem okoliczności testowania będą bardziej sprzyjające.
Mnóstwo w denku produktów Oriflame - jak się nakupowało, to teraz trzeba zużyć. Ciągłe pisanie w większości o jednej firmie jest już dla mnie nużące, a co dopiero dla Was. Chociaż lubię te kosmetyki to czuję przesyt i chcę trochę od nich odpocząć. W następnym denku mogą się jeszcze pojawić ich specyfiki, jednak te, które akurat rozpoczynam, pochodzą od innych firm. Mam nadzieję, że po pewnym czasie wrócę do nich z zapałem. ;)
Trzymajcie się ciepło i denkujcie do upadłego!
hmmmm muszę pomyśleć nad tym eyelinerem z wibo;D
OdpowiedzUsuńPisz, pisz o Oriflame. :) ja nie zamawiam, ale może akurat będzie coś, co warto zamówić?
OdpowiedzUsuńBędę, będę - mam jeszcze sporo mazideł, zużyć je trzeba. Grunt, żeby nie było w kółko o tym samym :P Ostatnio trafiają mi się akurat buble same i tutaj też mam dylemat, czy pisać recenzje, bo lubię się w sumie pastwić nad produktami które mnie rozczarowały ^^
UsuńJa na Eyeliner z Wibo trafiłam przez przypadek, kupiłam go w wakacje, żeby malować się na co dzień i żeby nie było szkoda... Od tamtej pory nie używam innego :D La Rive ma piękny zapach 'Love Dance" i nawet ma niezłą trwałość jak na swoją cenę.
OdpowiedzUsuńDenkuję, denkuję :D Połowa marca a ja już mam sporo zużytych opakowań :D
mam ten eyeliner z wibo, ale mam tyle jeszcze innych, ze nie wiem czy go kiedykolwiek zaczne : p
OdpowiedzUsuńps. dodalam zdjęcie twarzuni ^^
No czy ja wiem czy takie normalne to denko, myślę że całkiem spore :)
OdpowiedzUsuńja jakoś nie mam przekonania ani do kosmetyków Oriflame, ani do Avon ;) chociaż nigdy nic nie stosowałam ;) ale nie kuszą mnie w ogóle ;) pooozdrawiam! =)
OdpowiedzUsuń