środa, 5 lutego 2014

Pokonane w styczniu (denka)

Po ostatniej sadze pustych pudełek z przyjemnością zapowiadam kosmetyki, które udało mi się wykończyć w styczniu. Tym razem osiągnięcia skromne.



O ile w poprzednim denku dominowały pozytywne i bardzo pozytywne opinie o zużytych produktach, to tym razem doznania są różnorodne.

Pozostając jednak jeszcze chwilę przy poprzedniej tendencji: skończyłam jeden ze swoich ulubionych produktów, o którym wspominałam w ulubieńcach listopada (i tam też o nim trochę więcej).  Żałuję, że emulsja z woskiem pszczelim od Anidy już się skończyła - od długiego czasu stale gości na moim biurku a smarowanie nią rąk wchodzi w skład rytuału szykowania się do snu. Obecnie zastąpił ją regenerujący krem do rąk na noc z Oriflame który z kolei pojawił się w ulubieńcach ostatniego miesiąca, ale na pewno do niej wrócę - emulsja jest jednak odrobinę lepsza. Niech tylko wypatrzę jakąś promocję ;).




Pod koniec roku odkryłam przyjemność nakładania maseczek. Teraz jest to dla mnie czas relaksu. Wcześniej owszem, zdażyło mi się kupić maseczki, ale nie byłam do tego w pełni przekonana. To już minęło, ale maseczki zostały. Staram się stopniowo je wykańczać. I tak do denka trafia maseczka głęboko oczyszczająca pory Tajski Kwiat Lotosu z Avon.  To moja ulubiona z całej serii Planet Spa. Oczyszcza najlepiej, wygładza skórę, pięknie pachnie i nie brudzi wszystkiego tak jak maska błotna. Na pewno kupię ponownie.
 

Dawniej firma Lirene nie kojarzyła mi się pozytywnie, myślałam o niej jako o pielęgnacji dla osób dojrzałych ale "po taniości". Zupełnie przypadkiem kupiłam całkiem niedawnie żel myjący do twarzy i teraz zerkam na ich kosmetyki o wiele chętniej i przychylniej. Po świetnym płynie miceralnym postanowiłam wypróbować tonik nawilżająco-oczyszczający. I naprawdę robi obie te rzeczy. Dobrze doczyszcza skórę ale też po zastosowaniu tego kosmetyku nie jest napięta, jest miękka i czuć, że jest nawilżona. Jak dotąd tonik był dla mnie kosmetykiem który musi palić i zostawiać skórę napiętą. Z chęcią zakupię ten od Lirene ponownie.

Kolejnym produktem jest płyn do zmywania makijażu wodoodpornego od Oriflame. I to już kosmetyk co do którego mam mieszane uczucia. Nie szczypie oczu, dobrze usuwa makijaż ale jednak trochę rozmazuje po twarzy tusz do rzęs i eyeliner, a nie używam kosmetyków wodoodpornych. Zastanawiam się więc, czy jeżeli z moim makijażem nie radził sobie celująco, to czy upora się z kosmetykami które o wiele trudniej usunąć. Jest przyzwoity i wart przetestowania, jednak pojemność jest niewielka, produkt nie starcza na długo. W tej samej lub niższej cenie możemy kupić płyn z Lirene w większej pojemności który działa jak marzenie.

Nie chcę jednak całkiem przekreślać płynów z Oriflame, dlatego zaopatrzyłam się jeszcze w jego fioletowego brata. Również pojawi się w swoim czasie na blogu.


Kolejny zdenkowany kosmetyk z Oriflame to różowy dezodorant w kulce z serii Silk beauty. Pachnie przepięknie - słodko, cukierkowo, landrynkowo. Zupełnie niespotykany zapach jeżeli o dezodoranty chodzi. Nie przeszkadzał on w użytkowaniu. Produkt sprawował się dobrze, ale brudził czarne ubrania na biało i z tego względu pewnie nie kupię go ponownie.

Jestem w trakcie testów serum do rzęs o którym wspominałam w tym poście. Wcześniej jednak próbowałam serum do rzęs z L'biotica. Cudów nie było, ale rzęsy przestały tak bardzo wypadać przy demakijażu. Wydaje mi się także, że rzęsy stały się ciemniejsze (normalnie moje rzęsy są bardzo jasne, prawie blond). Zwiększenia gęstości czy długości nie zauważyłam.




Na koniec wśród denek znalazła się także kolorówka. Puder sypki z Oriflame opisywałam już w listopadowych ulubieńcach i nic się nie zmieniło. Świetny produkt, mój pudrowy faworyt. W dodatku jest bardzo wydajny. Nie widzę powodu dla którego miałabym do niego nie wrócić - jest super!

Korektor Magic Pen z Lovely kupiłam na ostatniej promocji w Rossmanie za kilka złotych. Stosowałam go tylko pod oczy, dla rozświetlenia. Faktycznie to robił, ale efekt jest bardzo bardzo delikatny i nietrwały. Poza tym jest bardzo mało wydajny starczył mi może na dwa tygodnie codziennego stosowania. Niewart nawet tak niskiej ceny.




Tym razem pustych opakowań nie było dużo i aż strach pomyśleć ile zużyję w lutym (albo raczej: ile nie zużyję :P).
Trzymajcie więc kciuki za mnie i moje kosmetyki, żeby chciały współpracować. Z Waszym duchowym wsparciem post lutowy na pewno powstanie ;).

Miłego wieczoru!

8 komentarzy:

  1. W moim przypadku serum L'biotica pogrubiło i zagęściło rzęsy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to powodzenia w denkowaniu w lutym :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ja lubię to serum z L'biotici : ) I powodzenia w lutowym denku, u mnie też może być cięzko : (

    OdpowiedzUsuń
  4. całkiem ciekawe zużycia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierwsze denko zrobiłam po prawie roku blogowania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Serum z L'Biotica jest spoko :) Na pewno nie ma spektakularnych efektów, ale coś tam pomaga :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie pomaga tylko jeżeli chodzi o wypadanie rzęs, to dobry znak. I faktycznie są ciemniejsze, bo traktowałam nią tylko górne rzęsy i różnica w kolorze jest spora ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nic z tych produktów nie miałam ;)

    Pozdrawiam i obserwuję ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...